31.12.2023r.
O nastawieniu ukraińskiego społeczeństwa i ekspertów do Polski
Tekst ten można traktować jako rozwinięcie poprzedniego artykułu, w którym omówiłem wzajemne niezrozumienie się przez ukraińską i polską klasę polityczną. Na podstawie własnych obserwacji ukraińskich środowisk opiniotwórczych i stałego monitorowania danych badań opinii publicznej w tym kraju spróbuję przedstawić uogólniony obraz nastrojów społeczeństwa ukraińskiego w stosunku do konfliktu z Polską – przede wszystkim w kontekście konfliktu wokół eksportu ukraińskiego zboża.
Jak Ukraińcy patrzą na konflikt o eksport zboża?
Nie trudno zauważyć, że na Ukrainie dyskusje na ten temat pojawiły się o wiele później niż w Polsce i kwestia stosunków z Polską ogólnie nie jest tematem priorytetowym w tych dyskusjach. Powiedziałbym, że nie jest nawet w drugim, lecz gdzieś w trzecim rzędzie. Na Ukrainie dyskusje odnośnie konfliktu zbożowego pojawiły się w ostatnim momencie, podczas gdy w Polsce ten konflikt był już na szczycie. Rozumienia polskiej racji w tych dyskusjach w zasadzie ciężko znaleźć. Większość ludzi była przekonana, że chodziło przede wszystkim o walkę o tranzyt, a nie ochronę wewnętrznych rynków kilku krajów środkowej Europy. Mało jest też na Ukrainie rozumienia sytuacji rolnictwa polskiego i tego czym się ono różni od ukraińskiego. Powszechne jest przekonanie, że źródłem decyzji podejmowanych przez rząd polski podczas konfliktu była po prostu walka o poparcie przed kolejnymi wyborami, której ofiarą stała się sprawa ukraińskiego zboża.
Gwałtowna eskalacja, która nastąpiła w relacjach polsko-ukraińskich po ostrej wypowiedzi Zełeńskiego w ONZ i nie mniej ostrych wypowiedziach polskich polityków, zwiększyła ilość osób alarmujących do ukraińskiego rządu o umiar i powstrzymanie eskalacji. Nie oznacza to, że miały one rozumienie dla polskiego stanowiska, ale uważały po prostu, że ważniejsze jest zachowanie dobrych stosunków niż walka o eksport.
Na Ukrainie cała ta sytuacja była odbierana z o wiele większym dystansem niż w Polsce. Po części wiąże się to z brakiem rozumienia wagi tej sprawy dla strony polskiej, a po części z wyższym progiem wrażliwości w społeczeństwie, które żyje w stanie wojny. Te problemy nie wyglądają dla tych ludzi na priorytetowe w porównaniu na przykład z rosyjskimi uderzeniami rakietowymi na ukraińskie miasta.
Nastawienie opinii publicznej w stosunku do Polski zmienia się, ale bardzo powoli. Polska nadal jest postrzegana jako kraj najbardziej przyjazny Ukraińcom, lecz każdy taki konflikt (a mamy w tej chwili już kolejne starcie wokół ukraińskich firm transportowych w Unii) pozostawia pewien ślad. Ukraińskie emocje są stale związane z kwestią toczącej się wojny i one są tym większe, im większe jest przekonanie społeczeństwa, że jakaś kwestia mocno wpływa na pozycję Ukrainy lub Rosji w wojnie. W tym kontekście wzrost przekonania ukraińskiego społeczeństwa, że ekonomiczna blokada na ich zachodniej granicy obniża szansę Ukrainy na przetrwanie w wojnie, może rodzić wielkie negatywne emocje i z czasem przesłonić ten pozytywny wizerunek Polski, który ukształtował się na początku wojny.
Co więcej – w obliczu długotrwałej wojny – na Ukrainie rośnie poczucie bycia „samotną twierdzą”, która prowadzi samotną wojnę z potężnym wrogiem. Na początku wojny, większość Ukraińców w moim odczuciu była zaskoczona tak dużym wsparciem ze strony Zachodu i w pewnym momencie uwierzyła, że dzięki temu uda się zakończyć wojnę sukcesem Ukrainy w dość krótkiej perspektywie. Obecnie pojawia się jednak przekonanie, że tak nie będzie i że Zachód ma ścisłe granice swego poparcia, a maksymalnie co może uzyskać Ukraina – w sprzyjających warunkach – to utrzymywanie jej możliwości obronnych przez dłuższy okres czasu. W pesymistycznym scenariuszu te możliwości mocno się kurczą ze względu na coraz mniejsze wsparcie.
Na Ukrainie istnieje zupełnie inna perspektywa na pomoc militarną, którą ten kraj dostaje. Społeczeństwo ukraińskie jest mocno przekonane, że to nie jest bezinteresowna wcale pomoc, tylko działania w interesie tych, którzy pomagają. W publicznych dyskusjach wątek tego, że w zamian za sprzęt wojskowy Ukraina kupuje spokój pomagającym krajom, płacąc krwią swych ludzi, jest wyraźnie obecny. Z perspektywy Ukraińców, ich emocji, płacą oni najwyższą cenę nie tylko za własną niepodległość, ale też za spokój sąsiednich krajów. I w tym kontekście Polski to dotyczy jako pierwszej.
Z tego punktu widzenia te tezy, że Ukraina nie okazuje wdzięczności za to wsparcie, które uzyskała, tam spotykają się z niezrozumieniem albo nawet i frustracją. Paradoksalnie to kraje zachodnie są coraz bardziej postrzegane w odbiorze ukraińskiego społeczeństwa jako dość cyniczne i chłodno kalkulujące, takie, które wykorzystują trudną sytuację Ukrainy, realizując własną politykę. I Polska jest postrzegana jako taki właśnie gracz, bezwzględnie broniący swoich interesów i z zimną krwią realizujący swoje interesy w tej wojnie, które po części tylko są zbieżne z ukraińskimi. To mocno się różni od tego jak na to patrzy opinia publiczna w Polsce, gdzie panuje przekonanie, że polska polityka jest zdominowana przez emocje i brak pragmatyzmu. W Polsce na odwrót istnieje skłonność postrzegania innych w ten sam sposób, łącznie z Ukrainą. To rosnące poczucie tego, że jest się wykorzystywanym przez drugą stronę, jest jednym ze źródeł nieporozumień.
Zwracam też Waszą uwagę na wyraźną różnicę w postrzeganiu tej sprawy przez Ukraińców wewnątrz Ukrainy i ukraińskich uchodźców mieszkających w Polsce. Ukraińcy pozostający na Ukrainie są skłonni bardziej chłodno podchodzić do Polski i trzeba te wyniki badań opinii publicznej, gdzie Polska ma do 90 % zaufania, prawidłowo odczytywać
Według badań Ukraińcy uważają Polskę za kraj najbardziej przyjazny Ukrainie, ale jednocześnie pomoc udzielaną przez Polskę traktują jako w pewnym sensie naturalną ze względu na to, że Polska też jest zagrożona przez Rosję. Wsparcie z Polski Ukraińcy są skłonni traktować jako ważną, ale tylko składową ogólnego wysiłku krajów zachodnich. Polska jest tutaj częścią całości z tego punktu widzenia i nie jest tak mocno wyodrębniana na tle całości, jak nam się to wydaje.
Natomiast osoby, które osobiście przeżyły tą gościnność Polaków na początku wojny, generalnie mają o wiele więcej zrozumienia dla polskiej racji w tym konflikcie i mają o wiele bardziej emocjonalny stosunek do tej sprawy. Ci ludzie są bardziej skłonni wydzielać szczególną rolę Polski w kontekście wsparcia Ukrainy. Ta różnica rodzi pewne tarcia w obrębie ukraińskiego społeczeństwa. Czasem aż do tego stopnia, że niektórzy Ukraińcy z tej pierwszej grupy oskarżają drugą grupę o zbytnią lojalność do obcego państwa – w tym przypadku Polski.
Oprócz tego istnieje kolejny czynnik, który wpływa na sposób postrzegania konfliktu z Polską. Politycy, eksperci i ta część społeczeństwa, które są sympatykami byłego prezydenta Petra Poroszenki lub należą do innych jawnie opozycyjnych grup, są skłonni bardzo ostro krytykować politykę Zełeńskiego w stosunku do Polski. Krytykują go w najostrzejszych słowach, jednak ta krytyka wynika nie ze zrozumienia polskiej racji tylko z chęci, aby wykorzystać ten konflikt do uderzenia w Zełeńskiego i osłabienia jego pozycji wewnątrz państwa.
Głos ukraińskich ekspertów
Tak samo jak wyżej przedstawiłem uogólniony obraz tego, jak się kształtuje opinia publiczna na Ukrainie, spróbuję teraz przedstawić pogląd na sprawę ukraińskich kół eksperckich.
W tej grupie zdecydowanie jest więcej rozumienia procesów zachodzących wewnątrz Polski. Jednocześnie istnieje skłonność do upraszczania problemu poprzez przypisywanie rządowi chęci zyskania paru punktów popularności przed wyborami lub na skłonność polskiej prawicy do konfliktowania się z Komisją Europejską.
Ponadto wielu ukraińskich ekspertów podkreśla, że konflikty, które pojawiają się w stosunkach handlowych z Polską, nie są niczym nowym i ich źródłem jest zwykła konkurencja. Te konflikty istniały od wielu lat i tylko zaostrzyły się podczas otwarcia unijnego rynku dla Ukrainy wiosną 2022 roku. Często wobec tego pojawia się całkiem merytoryczna krytyka ukraińskiego rządu, wskazująca na nieudolność ukraińskiej dyplomacji, która nie była w stanie przewidzieć tych całkiem oczywistych sprzeczności i napięcia, a kiedy konflikt się pojawił, działała za ostro. Zamiast starać się uspokoić polski biznes odpowiednimi posunięciami i kompromisowymi propozycjami, szła na zwarcie.
Ukraińskie koła eksperckie na ogół rozumieją na czym polega różnica pomiędzy rolnictwem ukraińskim i polskim i na czym polega konkurencyjna przewaga ukraińskich przewoźników, ale traktują to jako siłę strony ukraińskiej z której nie należy rezygnować. Rolnictwo krajów sąsiednich uważają za mniej skuteczne, drobne i słabo uprzemysłowione. To co jest odbierane w Polsce jako zoligarchizowany obszar ukraińskiej gospodarki, tam jest odbierane jako czołowy i dobrze rozwinięty obszar ze sporą konkurencją w nim oraz dużym udziałem zagranicznego kapitału (co też na Ukrainie nie jest traktowane negatywnie).
I rzeczywiście w ukraińskim rolnictwie – mimo że działają w nim potężne korporacje zarządzające setkami tysięcy hektarów ziemi rolnej – istnieją tysiące firm i nawet największe z nich nie kontrolują więcej niż kilka procent rynku. Najwięksi ukraińscy oligarchowie nie mają dużego udziału w ukraińskim rolnictwie. W porównaniu z energetyką czy metalurgią, gdzie kilka osób utrzymuje monopol i kontroluje cały rynek, rolnictwo wygląda na bardzo konkurencyjny obszar.
Mówiąc o ukraińskich ekspertach charakterystyczna jest tutaj pozycja Leonida Kozaczenko, prezesa Ukraińskiej Federacji Rolniczej, organizacji zrzeszającej topowych producentów i eksporterów ukraińskich produktów rolnych, w tym zbóż. Pan Kozaczenko jest dosłownie głosem tych, których często nazywamy ukraińskimi rolniczymi oligarchami. Co zatem mówi on o konflikcie zbożowym z Polską?
W tekście opublikowanym na stronie Konfederacji Rolnej Kozaczenko tłumaczy swój punkt widzenia na problemy z eksportem ukraińskiego zboża stanem na koniec wiosny 2023. Po pierwsze zwraca on uwagę, że problem ten nie jest nowy. Tłumaczy, że UE od dłuższego czasu sugeruje, że Ukraina powinna zreformować swój sektor rolny w stronę jego rozdrobnienia, a niezrealizowanie tego postulatu będzie głównym hamulcem dla ukraińskich szans na wejście do Unii.
Ukraina podpisała z Unią umowę o strefie wolnego handlu w roku 2017, jednak na ukraińskie produkty rolne zostały nałożone ograniczenia w postaci kwot na eksport. Oznaczało to, że rynek unijny dla Ukrainy był drugorzędny. Głównymi rynkami były natomiast rynki afrykańskie i azjatyckie, gdzie ukraińskie zboże eksportowane drogą morską konkurowało cenowo z rosyjskim.
Wojna i blokada morska w dużej mierze spowodowały utratę tych rynków, a tranzyt europejski tylko częściowo rozwiązuje tę kwestię, ponieważ droga lądowa jest nieporównywalnie droższa. W efekcie cena ukraińskiego zboża nie jest konkurencyjna na tradycyjnych rynkach.
Kluczowa natomiast dla ukraińskiego eksportu nie jest Polska, lecz porty rumuńskie. Otwarcie rynku unijnego otworzyło dla ukraińskich eksporterów nowe możliwości. Nawiązano współpracę z Hiszpanią, Portugalią i Włochami, które kupowały ukraińskie zboże w dużych ilościach. Jednak problem polega na tym, że rynek unijny jest wspólny i napływ ukraińskiego zboża do Hiszpanii i Włoch obniża cenę na całym wspólnym rynku, co uderza również w rolników polskich. Z tego punktu widzenia sytuacja, kiedy nie ma embarga unijnego, a jest tylko embargo na eksport do wewnętrznych rynków poszczególnych krajów (np. Polski), jest dla Ukrainy wciąż korzystna, ale pod warunkiem, że istnieje możliwość transportu tego zboża do dalej położonych krajów unijnych.
Leonid Kozaczenko w swoim wywiadzie 18 września oznajmił, że przekaże prezydentowi Ukrainy list z apelem, aby nie składać skargi do WTO na Polskę. Z jego słów wynikało, że dla Ukrainy nie ma żadnego sensu kłócić się z krajem, który aktywnie wspiera ją w wojnie. Zamiast tego – jego zdaniem – należy uspokoić sąsiadów, proponując takie umowy tranzytu, które gwarantują nietykalność ich rynków wewnętrznych. Z jego słów wynikało również, że ich rynki dla ukraińskiego eksportu nie są kluczowe i nie warto z ich powodu eskalować konfliktu.
Jak więc widać stanowisko ukraińskich ekspertów z jednej strony jest krytyczne wobec polityki własnego rządu i dostrzegają oni wady ukraińskiej polityki, a z drugiej strony nie oznacza to, że proponują uległość w stosunku do strony polskiej. Wręcz odwrotnie, wszyscy się zgadzają, że trzeba twardo walczyć o ukraiński interes w konfliktach handlowych, ale zwyczajnie trzeba to robić w sposób kompetentny. I to właśnie brak kompetencji i zdolności, aby znaleźć kompromisowe rozwiązanie, są zarzucane rządowi.
Zaniedbania źródłem problemów
Teraz spróbujmy głębiej spojrzeć na systemowe problemy, które istnieją w stosunkach polsko-ukraińskich i nie pozwalają tych stosunków rozwinąć. Tarcia ostatnich miesięcy można potraktować jako test pokazujący, jak obie strony działają w stosunku do siebie w sytuacji konfliktowej. Jeżeli określić krótko diagnozę sytuacji, to należy stwierdzić, że żadna ze stron nie rozumie drugiej oraz nie mają one wzajemnego rozeznania realnej sytuacji po obydwu stronach granicy, a ponadto nie komunikują się ze sobą i nie prowadzą dyskusji na trudne tematy. Nie istnieje żadna wspólna strategia budowania nie tylko sojuszu w jakiejkolwiek formie, ale i po prostu normalnych stosunków partnerskich. Na dzień dzisiejszy nie wróży to niczego dobrego tym stosunkom.
Po pierwsze warto się przyjrzeć polom informacyjnym w obydwu krajach, które odpowiadają za budowanie opinii na temat konfliktu. Te dwa pola, polskie i ukraińskie, nie przenikają się między sobą prawie w ogóle. Polscy eksperci prawie nie pojawiają się po ukraińskiej stronie granicy, a ukraińscy po polskiej. Ostre słowa prezydenta Zełeńskiego w ONZ wywołały w Polsce szok i szybką potrzebę znalezienia jakiegoś wytłumaczenia takiego zachowania. Stąd chaotyczne próby niektórych polskich mediów, aby zapytać o zdanie kilku ukraińskich politologów (np. Fesenko czy Portnikow), co jednak nie daje prawdziwego wglądu w sytuację po ukraińskiej stronie. Nie istnieją żadne wspólne platformy dla dyskusji polsko-ukraińskich na trudne tematy – ani na poziomie społecznym, ani eksperckim. A przecież ilość dyskusyjnych spraw będzie stale wzrastać.
Po ukraińskiej stronie granicy sytuacja jest jeszcze gorsza. Polskiego głosu tam po prostu brakuje. On się ogranicza do wysiłku kilku prywatnych osób, które można policzyć na palcach jednej ręki. Są to pojedyncze wysiłki pojedynczych ludzi, które są ze sobą nieskoordynowane i prawie nie są słyszane w ukraińskim polu informacyjnym. W tym samym czasie na Ukrainie dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Ukraińska służba niemieckiego Deutche Welle czy brytyjskiego BBC – zamiast Polski – po ukraińsku tłumaczy Ukraińcom jaki jest polski punkt widzenia na te konflikty. Na Ukrainie nie ma ani jednego medium, które miałoby jakiekolwiek zasięgi, gdzie Polska najzwyczajniej w świecie mogłaby przedstawić swoją rację.
Same kontakty na poziomie rządowym najwyraźniej zrekompensować tych braków nie mogą. To samo dotyczy osobistych stosunków przywódców, które mogą szybko się zmieniać wraz z eskalacją konfliktu. Zresztą my nie wiemy, jak wyglądają te stosunki, ponieważ społeczeństwa nie są informowane o tym. Sądząc jednak po szczerych wyznaniach ze strony przedstawicieli polskich władz, ukraińskie stanowisko było dla nich zaskoczeniem. To z kolei oznacza, że nawet na tym najwyższym poziomie nie ma rozpoznania planów i strategii drugiej strony. Tak samo najwyraźniej i ukraińska strona polskiej nie rozumie, co wynika z komentarzy ukraińskich władz. Strony konfliktu nie rozumieją, jak są podejmowane decyzje i na jakiej podstawie. Nie mają też rozpoznania warunków politycznych u siebie nawzajem. Współpraca polsko-ukraińska jest fragmentaryczna i odbywa się na niższych poziomach. Dla ukraińskiego państwa jest to natomiast raczej część wysiłków taktyki przetrwania i taką samą współpracę ona tworzy z każdą stroną gotową podjąć się tej współpracy. Nie jest to część żadnej wspólnej przemyślanej strategii.
W tych warunkach z obydwu stron pojawia się chęć wytłumaczenia sobie motywów oponenta. I ponieważ dzieje się to w dwóch osobnych bańkach informacyjnych, to powoduje to powstanie ogromnej liczby mitów, stereotypów i uproszczeń, sięgających nie tylko prostych komentatorów z Facebooka, ale nawet i szczytów władzy. Jako przykład może posłużyć bardzo modny mit o rzekomym konflikcie ukraińskiego premiera Szmyhala z prezydentem Zeleńskim, gdzie ten pierwszy miał – broniąc interesów oligarchów – skłócać Ukrainę z Polską przeciwko dążeniom przyjaciela Polski – Zełeńskiego. Ten mit został bardzo szeroko rozpowszechniony w Polsce, ale najzwyczajniej w świecie nie odpowiada on ukraińskiej rzeczywistości politycznej, gdzie każdy premier i minister przy prezydencie Zełeńskim jest człowiekiem bez fundamentu, dobieranym celowo tak, żeby mógł on wylecieć natychmiast, jak tylko będzie tworzył chociażby cień konkurencji dla głowy państwa. Dziś już jest oczywiste, że Szmyhal działał według jednolitej linii ukraińskiego rządu i jedynie przez pewien czas był przez Zełeńskiego wystawiany na krytykę i uderzenia, co też jest absolutnie typowe dla niego. Te mity polskiemu społeczeństwu i ekspertom służyły za wytłumaczenie sytuacji przez wiele miesięcy, aż w końcu mieliśmy ogromne zaskoczenie tym, co było oczywiste od samego początku dla każdego poważnego analityka zajmującego się ukraińską polityką.
Obecne konflikty dobrze pokazują, że polskiej stronie jest bardzo trudno podejmować kompetentne decyzje bez podstawowej wiedzy o Ukrainie, jej klasie politycznej i o warunkach tam panujących. Jak można budować jakąkolwiek strategię i budować stosunki z krajem, jeżeli nie można przewidzieć działań podejmowanych przez drugą stronę? Jak można myśleć o wzroście polskich wpływów w regionie, jeżeli – jak pokazuje praktyka polsko‑ukraińskich stosunków – Polska zamyka się sama w sobie i nawet w najbardziej przyjaznych dla siebie warunkach (we wszystkich badaniach opinii publicznej na Ukrainie Polska jest postrzegana najbardziej pozytywnie ze wszystkich krajów świata) nie jest w stanie nie tylko kształtować swego otoczenia na wschodzie, ale nawet nie może skutecznie przedstawić tam swojej racji? W tym przypadku można niestety stwierdzić, że na ten moment polskie ambicje w polityce zewnętrznej nie są poparte żadnymi realnymi działaniami.
Smutna konkluzja tekstu jest taka, że pomimo ogromu wyniosłych słów o przyjaźni i braterstwie, Polska i Ukraina nie potrafiły zbudować nie tylko sojuszniczych stosunków, ale nawet i cywilizowanych partnerskich. Współpraca dwóch krajów to nie słowa i uściski ich przywódców, którzy dziś umownie mają świetne stosunki, a jutro się pokłócą. To jest ciężka codzienna praca. To jest budowanie struktur i platform dla stałego dialogu, który nie będzie zależał od zmian nastrojów czy zmiany władzy. Dialogu, który będzie pozwalał rozwiązywać konflikty bez doprowadzenia ich do skali awantur (albo nawet ich unikać dzięki podejmowaniu działań uprzedzających). Nic z tego nie istnieje pomiędzy Ukrainą a Polską. A potencjalne punkty zapalne i problemy do rozwiązania się gromadzą. Jeżeli zgodnie z nadziejami polskich polityków Ukraina w przyszłości będzie się reformować i starać przy polskim wsparciu o dołączenie do Unii, to każdy taki krok będzie powodował tarcia. Bo Ukraina w wymiarze ekonomicznym jest i będzie jeszcze większym konkurentem wcale nie dla Niemiec czy Francji, a przede wszystkim dla Polski. Żeby ta współpraca przyniosła korzyść obu stronom i je wzmocniła, potrzeba ścisłej koordynacji i zdolności rozwiązywania sporów na drodze kompromisu. Inaczej czeka nas jeden konflikt po drugim.
Skomentuj artykuł
Uwaga! Będziemy usuwać wszystkie wulgarne i obraźliwe komentarze. Możesz wygłaszać nawet najbardziej kontrowersyjne poglądy, ale – na naszej stronie – musisz robić to w sposób kulturalny i rzeczowy.