Menu

31.12.2023r.

Skąd się bierze rosyjska odporność na straty ludzkie?

Wielu komentatorów wyraża nadzieję, że zmęczone wojną społeczeństwo rosyjskie albo wymusi na władzy zakończenie wojny na Ukrainie, albo doprowadzi do rewolucji i obali Putina. Przy tego rodzaju głosach nie bierze się jednak pod uwagę, że po stronie rosyjskiej na wojnie giną głównie mężczyźni z głębokiej prowincji, która nie ma wpływu na nastroje w Moskwie i Petersburgu. Stąd też wynika rosyjska odporność na straty, co zostanie pokazane w niniejszym artykule.


Wraz z końcem 2023 roku, zakończyło się istnienie miasta Marjinka w powiecie pokrowskim obwodu donieckiego na Ukrainie. W ciągu 21 miesięcy rosyjskiej inwazji z dziesięciotysięcznej miejscowości została pustynia ruin, co nie przeszkodziło stronie rosyjskiej odtrąbić „wyzwolenia” miasta i ogłosić tego jako sukcesu. „Sukcesu”, którego osiągnięcie pociągnęło za sobą stratę przez rosyjskie siły inwazyjne na tym odcinku blisko stu tysięcy żołnierzy, co zresztą zostało skomentowane przez głównodowodzącego sił ukraińskich generała Walerija Załużnego w ten sposób, że nawet on był zaskoczony, że straty w ludziach nie zniechęciły strony rosyjskiej do zaniechania kolejnych szarż na umocnione pozycje ukraińskie. Straty rosyjskie w ciągu 21 miesięcy inwazji wyniosły blisko 400 000 zabitych, a mimo to poparcie dla militarnej agresji w społeczeńśtwie rosyjskim utrzymuje się na podobnym poziomie, co na początku inwazji.

Leżąca przy trasie Donieck-Zaporoże Marjinka nie była miastem szczególnie starym bądź sławnym. Ziemie te należały niegdyś do zaporoskiej Siczy, a po jej likwidacji na rozkaz Katarzyny II wysiedlano tam chrześcijan zagarniętego przez rosyjskie imperium Krymu. Osada rozwinęła się dopiero w XIX wieku, kiedy przesiedlano tam polskich zesłańców po rozbiorach. Za datę założenia Marjinki przyjmuje się rok 1844, zaś status miasta ta miejscowość o powierzchni nieco ponad dwóch kilometrów kwadratowych uzyskała w roku 1977.

Ze względu na postępującą totalitaryzację życia publicznego trudno jest o wiarygodne badania opinii publicznej, jednak Centrum Lewada prowadzi regularne reprezentatywne badania dotyczące podejścia do najazdu na Ukrainę wśród mieszkańców państwa rosyjskiego. Można z nich wyciągnąć interesujące wnioski. Do porównania mamy badania z każdego miesiąca na przestrzeni od marca 2022 roku do października 2023 roku.

Przede wszystkim, mimo zmniejszenia się odsetka osób, które regularnie śledzą w mediach „sytuację wokół Ukrainy” (tak postawione zostało w badaniu pytanie) — „bardzo blisko” (spadek z 29% do 20%), „w miarę blisko” (spadek z 35% do 29%), „niezbyt blisko” (wzrost z 27% do 35%), „wcale” (wzrost z 8% do 15%) — zmiana poparcia dla inwazji (pytanie „czy osobiście popierasz działania rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie?”) nie jest z nimi skorelowana. „Zdecydowanie popiera” te działania 45% społeczeństwa rosyjskiego (spadek z 48%), „raczej popiera” 31% (wzrost z 20%), „raczej nie popiera” 9% (wzrost z 8%) i „zupełnie nie popiera” 7% (spadek z 15%).

Zdecydowane poparcie dla inwazji nigdy na przestrzeni badanego okresu nie spadło poniżej 40%, zaś fluktuacje poparcia najbardziej były skorelowane w czasie z ogłaszanymi przez rosyjskie władze sukcesami na froncie.

Bardziej interesująco wygląda demograficzny rozkład poparcia dla inwazji. W grupach wiekowych najmniejsze poparcie dla inwazji jest w grupie 18-24 lat („zdecydowanie popiera” 24%, „raczej popiera” 36%, „raczej nie popiera” 16% i „zupełnie nie popiera” 11%). Spośród wszystkich grup największy jest także wśród młodych odsetek odmawiających odpowiedzi — 14%. Dla grup 25-39, 40-54 i powyżej 55 lat — z wiekiem wzrasta poparcie dla inwazji. W grupie powyżej 55 roku życia wygląda ono następująco: „zdecydowanie popiera” 55%, „raczej popiera” 27%, „raczej nie popiera” 7% i „zupełnie nie popiera” 5% respondentów.

Z tego oraz innych badań wyłania się odpowiedź na pytanie — dlaczego straty ludzkie nie wpływają na poparcie dla inwazji w rosyjskim społeczeństwie i czy straty te mogą ewentualnie doprowadzić do upadku moskiewskiego reżimu, jak to miało miejsce w czasie I Wojny Światowej. Przede wszystkim należy mieć świadomość, że obecnie na wojnie nie walczą poborowi. Niepisana umowa między reżimem a społeczeństwem o niewysyłaniu odbywających obowiązkową dwuletnią służbę wojskową poborowych na wojny — jest jednym z filarów putinowskiego reżimu i spadkiem po wojnach czeczeńskich oraz sowieckiej inwazji w Afganistanie. Wśród żołnierzy walczących po stronie rosyjskiej nieproporcjonalnie nieznaczny odsetek stanowią mieszkańcy dużych metropolii, zaś przeważają mieszkańcy małych miejscowości o słabo rozwiniętej gospodarce — i to właśnie wśród respondentów z takich miejscowości widać największe poparcie dla kolonialnej wojny, którą Rosja prowadzi przeciw Ukrainie.

Przeciętny „czmobik” (tak się nazywa walczących na Ukrainie zmobilizowanych rezerwistów, od „CZesticznaja MOBilizacija” — „częściowa mobilizacja”, gdyż oficjalnie pełna mobilizacja nie została ogłoszona z racji na to, że oficjalnie państwo rosyjskie nie prowadzi wojny, tylko „specjalną operację wojenną”) pochodzi z miejscowości poniżej 100 mieszkańców, nie ma wyższego wykształcenia, jest bezrobotny albo pracuje na stanowisku bez perspektyw rozwoju czy dobrych zarobków. Dla wielu z nich to jedyna okazja na zobaczenie świata poza obrębem swojej miejscowości, zarobienia względnie dobrych pieniędzy w porównaniu do tego, co mają w domu, a także poczucia się pożytecznymi chociaż raz w życiu. Podobne odczucia mają także ich rodziny — żony i matki, dla których jest to zarazem możliwość pozbycia się z domu nierzadko uciążliwego członka rodziny, jak i czerpania korzyści materialnych (nierzadko żołdy są przekazywane właśnie rodzinom żołnierzy w obawie, żeby tych pieniędzy nie przepili, co wiązałoby się także z obniżeniem ich wartości bojowej). Udział w kolejnej kolonialnej wojnie to także perspektywa zdobycia odznaczeń i awansów, co w bardzo przemocowej hierarchii społeczeństwa rosyjskiego — gdzie w różnych dyskusjach często używanym i skutecznym argumentem jest powoływanie się na stopień wojskowy — jest gwarancją szacunku.

Dopóki na wojnie nie zaczną ginąć synowie dobrych domów wielkich rosyjskich miast, społeczeństwo rosyjskie będzie nie tylko popierać inwazję, ale będzie też odporne na wszelkie straty w ludziach — w myśl odwiecznego rosyjskiego powiedzonka: „baby narożajut” — „baby narodzą jeszcze”.


[1] https://www.levada.ru/en/2023/12/27/conflict-with-ukraine-assessments-for-october-2023/


Rajmund Klonowskim jest dziennikarzem Kuriera Wileńskiego i wieloletnim działaczem polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Od lat walczy o prawa Polaków na Litwie.


Skomentuj artykuł

Uwaga! Będziemy usuwać wszystkie wulgarne i obraźliwe komentarze. Możesz wygłaszać nawet najbardziej kontrowersyjne poglądy, ale – na naszej stronie – musisz robić to w sposób kulturalny i rzeczowy.

Subscribe
Notify of
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments